Hanna Konarowska, córka Joanny Szczepkowskiej i Mirosława Konarowskiego, aktorstwo ma w genach od pokoleń. Mieliśmy okazję podziwiać ją m.in. w „Pitbullu”, Lejdis”, „Milionie dolarów” czy na deskach teatru. Rzadko opowiada o sobie w wywiadach niedotyczących życia zawodowego, ale nam udało się nakłonić ją na kilka zwierzeń w temacie motoryzacji.
Jakim jest Pani kierowcą?
Podobno niezłym:). Chociaż uważam, że czasem powinnam jeździć ostrożniej. Najbardziej lubię jeździć sama i wtedy często puszczam wodze fantazji…
Woli Pani prowadzić czy podróżować jako pasażer?
To zależy kto jest kierowcą lub moim pasażerem. Bardzo lubię być pasażerem kiedy prowadzi mój partner. Mało komu tak ufam jako kierowcy, chociaż zdarza się, że popełnia błędy.
A jakie były początki? Jak wspomina pani swoje pierwsza samodzielnie przejechane kilometry?
Początki były ciężkie. Egzaminy na prawo jazdy, bo było ich kilka, wspominam z dużym bólem brzucha. Natomiast pierwsze samodzielne kilometry – ze łzami w oczach, ale ze szczęścia. Ogromne poczucie wolności i możliwości ucieczki.
Samochód to dla Pani wygoda, niezależność czy może część osobowości?
Wygoda z pewnością. Codzienność – bo inaczej nie poruszam się po Warszawie. Niewątpliwie też niezależność. Zawsze kiedy potrzebowałam chwili oddechu, wsiadałam do samochodu. Natomiast nie uważam, żeby to, jaki się ma samochód jakoś świadczyło o człowieku. Ja lubię jeździć autem, które jest wygodne, bezpieczne i się nie psuje. Nic poza tym.
W takim razie czym kieruje się Pani przy zakupie?
Tak jak wspomniałam, najważniejsza jest ekonomia i bezpieczeństwo. Oczywiście kiedy budżet na samochód jest większy zaczynam zwracać uwagę na więcej rzeczy.
A jeśli chodzi o wyposażenie? Są jakieś elementy, z których nie potrafiłaby Pani zrezygnować?
Mój samochód nie ma wspomagania kierownicy, klimatyzacji, a szyby otwiera się na korbkę, ale go kocham. Mamy również drugie rodzinne auto i w nim niezbędna jest klimatyzacja. Z pewnością następny samochód będzie musiał mieć wspomaganie – dla wielu osób to rzecz oczywista, ale ja od lat nie miałam z nią do czynienia. Cała reszta tak zwanych gadżetów samochodowych jest mi zupełnie niepotrzebna. Doskonale radzę sobie z parkowaniem, a sprzęt audio zapewniam sobie sama. Samochód jest do jeżdżenia.
Czyli faktycznie króluje podejście praktyczne, ale może jest jakiś samochód marzeń..?
W tej chwili Toyota Avensis Kombi . Kolor nie ma znaczenia. Nie mam wielkich marzeń. Wolę jeździć po świecie za pieniądze, które wydałabym na samochód.
Skoro wspomniała Pani o podróżach, muszę zapytać o samochodową wycieczkę marzeń. Dokąd i jakim autem?
Proste – do Paryża na kolację. Jakim autem? Szybkim!
Jakie rzeczy można zawsze znaleźć w Pani bagażniku, podręcznych schowkach?
Wszystko. Mam potworny bałagan w samochodzie.
Co najbardziej denerwuje Panią w innych kierowcach?
Głupota.
A jakie grzeszki najczęściej Pani popełnia podczas jazdy? Nadmierna prędkość, „późne pomarańczowe”, makijaż w korku?
Prędkość się zdarza. Makijaż w korku to żaden grzech!! 🙂 Potrafię łamać przepisy, kiedy mam do czynienia z głupotą innych kierowców i moje działania jedynie usprawniają ruch.
Na koniec zapytam o największą samochodową wpadkę.
Kiedyś straciłam panowanie nad samochodem na mokrej nawierzchni i wpadłam do rowu. Na szczęscie udało mi się ominąć drzewo. Osoby, które mi wówczas pomogły, jednocześnie mnie okradły. Bardzo przykre zdarzenie.
Pytała: Urszula Grzegorzewska
Fot: Aleksandra Mecwaldowska