Wielu z nas przejeżdża setki, a nawet tysiące kilometrów, aby dotrzeć na święta. Często jest to droga do rodzinnego domu, czasem do znajomych, a niekiedy do hotelu czy pensjonatu. W tym roku ja również dołączyłem do grona kierowców, którzy w tym czasie przemierzali polskie drogi i autostrady. Było to niezwykłe doświadczenie głównie ze względu na aurę pogodową.
Postanowiliśmy z żoną wyjechać na święta do naszych przyjaciół we Wrocławiu. Bardzo cieszyłem się na tę podróż, bo dawno już nie jechałem w tak długą trasę. Zależało mi na sprawdzeniu na „własnej skórze” jak idą postępy budowy drogi S8. Zapowiadało się bardzo ciekawie, mieliśmy do przejechania niemal całą drogę nr 8 z północnego- wschodu na południowy- zachód. Autorytatywnie zadecydowałem, że najlepiej będzie wyjechać w niedzielę, zaraz po śniadaniu, żeby uniknąć przedświątecznego szczytu komunikacyjnego oraz rzeszy kierowców ciężarówek pragnących dotrzeć do domu przed zakazem ruchu. Jako, że z zasady nie wierzę w prognozy pogody i uważam, że synoptycy to banda szarlatanów, byłem święcie przekonany, że jest to najlepsza możliwa opcja wyjazdu. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna…
Początek drogi był doskonały, trasa Białystok-Warszawa sucha i czysta, powietrze przejrzyste i nie wiał wiatr. Jechaliśmy zupełnie spokojnie, nie specjalnie łamiąc ograniczenia prędkości, bo i po co, skoro pusto na drodze i poza odcinkami ekspresowymi nie trzeba było nikogo wyprzedzać. Dumny ze swojej decyzji i tego, że nie poddałem się informacjom głupich pogodynek, jechałem spokojnie i tak po dwóch godzinach minęliśmy Warszawę. Byłem zupełnie nie przygotowany na to, co się stanie za chwilę. Zaczęło sięzaraz za rogatkami stolicy! Nadciągnął kataklizm! Zaczął sypać śnieg! Z każdą chwilą mocniej i mocniej. Po chwili nie było już widać asfaltu i tak do samego Wrocławia. Droga była bardzo śliska, o wyprzedzaniu nie było mowy, średnia prędkość podróżna wynosiła 50 km/h. Zamiast cieszyć się podróżą i oceniać postępy budowy drogi, całą czas walczyłem o bezpieczny dojazd na miejsce. Droga z Warszawy do Wrocławia zajęła nam „jedyne” 8 godzin!
Wbrew naszej polskiej naturze warto czasem zmienić przekonanie o własnej nieomylności. Doświadczyłem tego na własnej skórze. Dziś już wiem, że czasem warto zaufać synoptykom. Być może wybierając inny dzień na podróż jechałbym krócej i miałbym o kilka siwych włosów mniej. Jeśli pogoda nie sprzyja warto przełożyć podróż. Wiem, że nie zawsze się da, dobrze jest jednak spróbować, może nic się nie stanie jeżeli przyjedziemy gdzieś dzień później. Ważne, że cali i zdrowi.
Tekst: Grzesiek Kopciewski
Fot: MSVG, foter.com