Policyjne przygody autopolki

0

Mam już takie szczęście w nieszczęściu, że Panowie Policjanci lubią mnie zatrzymywać. Nie używam zestawów słuchawkowych, ani głośnomówiących. Często też przekraczam dozwoloną prędkość i zdarza mi się nie zauważyć kilku znaków pod rząd. Dla zasady nie jeżdżą samochodami z manualną skrzynią biegów. Staram się nie wsiadać także  do tych, które nie mają ABS-u i … dobrego nagłośnienia. Mimo wszystko, uważam się za dobrego kierowcę, testuję samochody i każdego dnia bardziej się tym cieszę.

Zabiorę pani ten telefonik

Jechałam, a właściwie prawie stałam tego dnia w korku na Trasie Siekierkowskiej, testowałam Fiata Freemonta (cudowna maszyna!). Miłe skóry, przepastne wnętrze, niezłe nagłośnienie, oczywiście wbudowany zestaw głośnomówiący. Poczułam siel sielsko. Z przyklejonym do ucha telefonem przemieszczałam się z prędkością pieszego a wzdłuż mnie średniego wieku i słusznej budowy ciała pan pasażer dostawczego Volkswagena. Rozmawiałam wtedy z koleżanką, bez skrępowania komentowałam to, co widziałam przez szybkę. Z wieloma szczegółami opisałam napastliwe spojrzenia pana z auta obok, nie mogłam się nadziwić, że taki zgred mnie podrywa. Co rusz wlepiał we mnie wzrok. W końcu zatrąbił. Obejrzałam się i dalej z dezaprobatą komentowałam nieprzebierająca w słowach. Nagle, pan zaczął tak przeraźliwie naciskać na klakson, że nie wytrzymałam. Obróciłam głowę, spuściłam szybę i nie przerywając telefonicznej rozmowy, grzecznie zapytałam, „czego”. Przed oczami jawiła mi się policyjna odznaka. Kilka sekund później usłyszałam: „ za chwilę zabiorę pani ten telefonik”. Mina mi zrzedła, twarz zrobiła się w kolorze świeżego buraczka, przeprosiłam jak to mam w nawyku, wykazałam skruchę i puszczono mnie wolno- na szczęście!

Gdzie tak pani pędzi?

Tego dnia jechałam jednym z moich ulubionych aut, Isuzu D-Max. Piękny dzień, właściwie prawie wieczór, żadnego ruchu, długa prosta, znów Trasa Siekierkowska. Kilka pasów i ja. Rozpędziłam więc maszynę, która szła jak złoto. Nagle, wyskakuje policjant. Zabawa się skończyła. Stróż prawa jednak nie wiedział, że byłam w ciąży, co postanowiłam skrzętnie wykorzystać. Sakramentalne pytanie „Gdzie tak pani pędzi” zgasiłam szybkim „jestem w ciąży, za chwilę puszczę pawia w samochodzie męża, on mnie zabije. Muszę jak najszybciej zjechać z tego mostu”. Dramatyzmu dodała ręka, która powędrowała na usta. Zdezorientowany policjant puścił mnie wolno. Mam pewne wyrzuty sumienia z powodu tego kłamstewka, jednak sądzę, że w słusznej sprawie, w końcu D-Max został porządnie przetestowany.

200 złotych?! Wszakże to łóżeczko

Moje gadulstwo nie zna granic. Tego dnia przemieszczałam się Smartem Fortwo. Miałam do załatwienia kilka spraw, jednak najważniejszą z nich była miła pogawędka z koleżanką. Kiedy tak sobie beztrosko sunęłam po prawie pustej Warszawie, zza winkla wyskoczyła para pieszych policjantów. Widząc patrol mieszany zjeżył mi się włos. Pierwsze pytanie było o to, czy „kolekcjonuję mandaty”. Zdziwiłam się i powiedziałam, że żadnego jeszcze nie mam. To był wstęp do udanych negocjacji. Wytoczyłam ciężkie działa mówiąc, ze jestem w ciąży. Pan policjant skapitulował i odsunął się na jakieś 10 metrów w obawie, że to zaraźliwe. Druga połowa patrolu ze stoickim spokojem powiedziała „200 złotych i 5 punktów”. Słysząc to pomyślałam tylko jedno i niewiele myśląc powiedziałam. „200 złotych?! Wszakże to łóżeczko”. Mina policjantki lekko zrzedła, poczułam tą babską solidarność. Tym razem skończyło się na pouczeniu i zablokowaniu ruchu, żebym spokojnie mogła wyjechać.

Pani w tym Sorento, proszę się zatrzymać!

Tym razem testowałam głośniki w Kia Sorento. Miły, ciepły dzień, korek w Warszawie a w samochodzie dyskoteka. Śpiewam więc, podryguję, ruszam miarowo głową. Czuję jak w boczkach przesuwają się wszystkie zbierane tam przez długi czas śmieci. Przemieszcza się kurz na desce rozdzielczej, drży lusterko wsteczne. Uwaga jadę. Wtem, kierowcy ościennych aut zaczynają się na mnie dziwnie patrzeć. Stwierdziłam, że pewnie to ta moja dyskoteka. Uśmiechnęłam się więc i dalej podryguję. Za chwilę widzę rysującą się na twarzy kierowcy obok dezaprobatę. Nie przejęłam się. Dopiero, kiedy zrównał się ze mną inny kierujący, palcem pokazując do tyłu, zerknęłam w roztańczone lusterko wsteczne i zobaczyłam niebieskiego koguta. Ściszyłam radio po czym usłyszałam z megafonu radiowozu: „Pani, jadąca Kią Sorento, proszę ściszyć tą muzykę i się zatrzymać”. Ale wstyd! Mało nie doznałam samozapłonu, chciałam obrócić się w proch, rozpłynąć w powietrzu, zwłaszcza, że stałam w korku na jednej z głównych arterii. Na szczęście skończyło się na pouczeniu, jednak chyba w tym przypadku, zamiast tych spojrzeń wolałabym jakiś mandat.

Jak widać, nie taki Policjant straszny, miałyście jakieś wesołe policyjne przygody? Koniecznie nam o nich opowiedzcie! Panów Policjantów z tego miejsca serdecznie pozdrawiam, co złego to nie ja!

Tekst: Kasia Kwiecińska