Marzec, niedzielne popołudnie: Rzeź. Czyżby tytuł filmu zapowiadał jakość tej relacji? Jeśli miałabym do tego podchodzić tak proroczo to z pewnością nie wybrałabym się do kina z nieznajomym mężczyzną. Przyjaciółka, która nas umówiła, spóźniała się jak zwykle. W holu zostały tylko dwie osoby ja i jakiś dziwoląg wystylizowany na bóg wie jakiego pajaca i na dodatek sprawiający wrażenie przekonanego o swojej wyjątkowości.
Rzeź. Film i pierwszy kontakt. Choć modliłam się w duchu żeby to jednak nie był on moje prośby nie zostały na czas odczytane w niebiosach i zostaliśmy sobie przedstawieni.
Rzeź. Polański nieźle to zrealizował ale zmęczył mnie emocjonalnie więc z nieukrywaną radością przyjęłam zaproszenie na szampana w apartamencie pajaca. Bez podtekstów. Poszliśmy całą trójką… a… to też głupio może zabrzmieć. Nie będę skreślać, ale powstrzymaj się od nadinterpretacji pamiętniczku.
Wieczór okazał się całkiem sympatyczny.
Marzec, poniedziałek
Zadzwonił. Rozmawialiśmy długa, wesoło i tak jakoś… miło.
Marzec, piątek
Moniki urodziny. Zadzwonił żeby zapytać co kupujemy na prezent. Kupujemy! MY! Czyżbyśmy byli parą? Nie… taka decyzja poza mną? Ja kupiłam książkę on zapłacił za kolację i zaprosił na wino.
Przy kominku było wesoło i tak jakoś… miło. Zwrócił uwagę na moją bransoletkę. „Będę Ci kupował koraliki!” oznajmił z przekonaniem. Połechtało mnie to.
Marzec, kolejny piątek
On chory. Kaszel i widmo przedwczesnej śmierci krótko po czterdziestce. Pobiegłam więc z pomarańczami jak to się ma w zwyczaju do obłożnie chorych. Było drętwo i tak jakoś… niezbyt miło. Mówił wyłącznie o sobie i o planach zmiany samochodu. Temat zdominował wszystko włączając w to rzygi jego kota. Rasowego oczywiście, bo wszystko tam było rasowe, markowe, najlepsze…
Obudziłam się zniesmaczona we własnym łóżku, ale już po chwili mój nastrój się zmienił. Odkryłam, że dostałam od niego prezent. Prawdziwą niespodziankę! Nie jakiś tam obiecany wcześniej malutki koralik. Dostałam prezent wyjątkowy. Przekazany z pierwszej linii, duszący, rzęsisty, oskrzelowy kaszel. Dzięki Ci Tomku!
Początek kwietnia, sobota
Zostałam u niego na noc. Nie czułam uderzenia młotem ani porywu zachodniego wiatru. Nuda, nijakość. Nudne opowieści o nowym samochodzie i dylematy związane z wyborem zaczęły mnie w tych okolicznościach wręcz fascynować. Mimikra? Podobno wszystko co robimy, robimy dla przyjemności albo by uniknąć bólu. Skoro o przyjemności nie mogło być mowy przerzucanie argumentów miedzy Porsche a Subaru Impreza działało na mnie jak Ibuprom Max.
Połowa maja
Monika zadzwoniła popitolić. Jak prawie co dzień. Napomknęła, że T kupił Subaru. „Fotki są na fejsie, jak chcesz to sobie zobacz”. No cóż, białe lanserskie autko z wieeelkim spojlerem. Odpowiednim do jego ego i odwrotnie proporcjonalne do wielkości jego penisa.
Paprotka