Początek października, poniedziałek: Szykuje się dziś spotkanie z Krzysztofem. Poziom mojej ekscytacji sięga zenitu. Tak naprawdę, biorąc pod uwagę, że czekałam na ten moment parę lat, to jestem wyjątkowo spokojna. Poznałam go dość dawno temu, kiedy pomagał mi załatwić pewną sprawę urzędową. Nie był ładny ale z tych przystojnych. Dobrze ubrany, wysoki, szczupły… miał żonę, potem dziewczynę… niedostępny.Jednak siedział mi gdzieś z tyłu głowy.
Wspólne wyjście do teatru odebrałam jak znak od niebios. Miałam już bogatego i wysportowanego. Teraz wreszcie przyszedł czas na inteligentnego. Po ostatnich doświadczeniach masturbacji mózgu potrzebowałam bardziej niż ostrego seksu.
Spektakl w miarę, wino całkiem ale za to poczucie humoru i błyskotliwość na poziomie wymiany piłeczek w chińskich mistrzostwach pingpongowych.
Październik, kolejny ,wtorek
Sprowokowałam wyjście na kolację. Knajpka bez klimatu ale rozmowa wartka i wesoła. Odwiózł mnie do domu i zasugerował wspólne wypicie wina. Oczywiście uczepiłam się tego pomysłu i traktowałam jak pewnik.
Listopad, piątek
Sprowokowałam spotkanie przy winie. Przyjechał do mnie. Mózg został usatysfakcjonowany, ciało nie. Był zdystansowany, chyba nawet nie było buziaka. Wyszedł w środku nocy a moja dezorientacja nie pozwoliła mi zmrużyć oka. O co chodzi?
Grudzień, piątek
Umówiliśmy się na wino. Tym razem przyjechał przygotowany. Przywiózł dwie butelki. Wypiliśmy zawartość jednej i pojechaliśmy do Moniki na przedświąteczną imprezkę. Od Moniki do niego do domu. „Nie chcę seksu na raz. Potrzebuję bliskości i pełnej relacji”. „OK” powiedział i zaniósł mnie do sypialni. W sumie nie wiem czy byłam tak pijana, czy tak znudzona ale nie pamiętam nic oprócz sceny w której przechodząc przez garderobę do łazienki ubrał piżamę. Mi podał wymaglowanego, śnieżnobiałego tiszerta. O matko! Cóż za nijakość zbliżenia, ale za to jaka higiena! Zasnęłam wtulając się w bawełnę z logo Hugo Boss.
Rano odwiózł mnie do domu. Omiotłam wzrokiem wnętrze samochodu. Beżowe Volvo z beżową tapicerką bezkształtnie zlewa się z beżowym odcieniem jego cery. Nijakość treści konkuruje z zachowawczością formy. Żeby choć jego członek miał hedonistyczne upodobania to można by było coś z tego wykrzesać. A tu, jak się okazało minionej nocy, nawet on działa jakby odhaczał kolejne elementy procedury.
„Zadzwonisz?” „Oczywiście!”
Moja naiwność cały czas mnie zaskakuje.
Połowa stycznia, piątek
Sprowokowałam spotkanie. Przyjechał w okolicy północy. Posączyliśmy wino. Wyjechał. Nawet mnie nie dotknął.
Połowa lutego, piątek
Sprowokowałam spotkanie. Kawa w centrum handlowym. Musiałam, bo zagadka była zbyt trudna dla mnie. Zapytałam o podpowiedź wprost. „Nie chcę się teraz wiązać. Przecież nie oszukałem Cię. Można uznać, że przegrałaś w negocjacjach. Przecież było miło”. No, to akurat dyskusyjne. „Umówimy się na kolację to jeszcze o tym pogadamy”. No cóż, poczułam się w tym momencie tak wyjątkowo, jak jeden z jego pięćdziesięciu czerwonych krawatów. Już planuję by dogadać się z drugą pięćdziesiątką niebieskich i zrobić mu spontaniczny burdel w szafie.
Paprotka