Poradnik kupującego: jak oszukują sprzedawcy samochodów? Część II

W pierwszej części naszego poradnika poruszyliśmy już problematykę strony wizualnej wymarzonego auta, teraz zajmiemy się tym, co nie widoczne na pierwszy rzut oka.

Numer VIN

Ten unikalny numer przypisany jest do każdego samochodu, podając go w autoryzowanej stacji diagnostycznej sprawdzimy wykaz usterek i napraw jakie przeszło nasze auto. Jeśli sprzedawca nie chce nam podać VIN-u nie powinniśmy dalej z nim rozmawiać, znaczy, że coś ukrywa. Za pomocą numeru VIN sprawdzimy historię, zweryfikujemy przebieg, przeglądy i informacje zapisane w książce serwisowej. Jednak także z tym radzą już sobie handlarze. Podają nam numer łudząco podobny, lecz należący do innego auta z dużo lepszą historią. Po sprawdzeniu okazuje się, że mamy do czynienia z prawdziwą perełką. Przy spisywaniu umowy kupna nie weryfikujemy podanego nam wcześniej numeru i mamy klops, kupiliśmy bubel.

Papier jest cierpliwy

To, co mówią nam sprzedawcy a co znajduje się na umowie, to czasem dwie różne rzeczy. Świadome błędy dotyczą nie tylko wspomnianego numeru VIN ale także i rocznika. Często okazuje się, że podawana przez handlarza data nie jest faktyczną datą produkcji, lecz pierwszej rejestracji. Nasz samochód więc może mieć o rok więcej a w przypadku zarobku sprzedawcy przekłada się to na kilku tysięczne kwoty na naszą niekorzyść. Nieścisłości można się też doszukać w rubryce właściciel. Po zweryfikowaniu umowy z kartą pojazdu zauważymy, że nasze auto owszem jest od pierwszego właściciela ale w kraju. Za granicami miał on kilku posiadaczy. Bywa także, że kraj i kraj pochodzenia nie jest taki, jak nam się wydawało. Nasze wymarzone BMW z Niemiec może się okazać przekładką z Wielkiej Brytanii. Auta na wyspach są 20-30% tańsze, zdarza się więc, że sprzedawcy chcący jak najwięcej zyskać modyfikują samochód dostosowując go do warunków ruchu prawostronnego. Nie zawsze jest to jednak bezpieczne i niezbyt często wykonane jest porządnie.

Niebity, nieuszkodzony, mucha nie siada

Lepiej świadomie kupić auto po stłuczce, niż rozbitka z przypadku. To , że nasz samochód ma uszkodzony przód nie znaczy, że nie ma walonego tyłu, jedno drugiego nie wyklucza. Handlarze kupują auta w bardzo różnym stanie i naprawiają to, co można zrobić najtańszym kosztem, warto więc sprawdzić w serwisie, czy aby wszystko zostało nam powiedziane. Ciekawe rzeczy możemy też odkryć przy okazji badania technicznego, kiedy zweryfikujemy obecność poduszek powietrznych. Nasze „bezwypadkowe” auto, zamiast chroniących życie kurtyn, czy poduch może mieć zwyczajne atrapy. Sprzedawcy potrafią tak oszukać komputer, że nie zorientujemy się, że jeździmy bez żadnej ochrony.

Tanie chwyty z internetu

Ponieważ jak już ustaliliśmy w poprzedniej części kupujemy oczami i zwracamy uwagę na zdjęcia. Większość samochodów sprzedawanych jest przez internet a tutaj wszystkie chwyty dozwolone… Sprzedawcy zatrudniają fotografów, wymyślają scenerię i stosują programy graficzne, wszystko to, żeby auto wyglądało jak najlepiej. Kiedy już zwabią nas do swojego komisu, wpadliśmy w sidła. Sprzedaż bezpośrednia to bowiem ich żywioł, są w tym doskonali i trudno nam będzie nie skusić się na coś, co spodobało się od „pierwszego wejrzenia” w internecie. Szkoda jednak, że nasze wymarzone auto nie jest tym ze zdjęcia. Handlarze bowiem często przedstawiają na fotografiach samochody, które są jedynie przykładem prezentowano modelu a nie rzeczywistym przedmiotem sprzedaży. Kiedy dotrzemy na miejsce zorientujemy się, że wnętrze nie jest tak zadbane jak nam się wydawało a karoseria pozostawia wiele do życzenia, jednak skoro już zadaliśmy sobie tyle trudu, skoro przyjechaliśmy taki kawał drogi po samochód, duża szansa, że auto weźmiemy.

Taka jest rola sprzedawcy, żeby uzmysłowić kupującemu, że oto przed jego nosem stoi samochód marzeń. Piękny, ekonomiczny, zadbany a to, że ma kilka drobnych mankamentów? Któż-że ich nie ma, które auto ich nie posiada? Ten samochód, za tą cenę to „prawdziwa okazja”, „perełka”, „laleczka”. Będzie służył przez długie lata, garażowany, serwisowany, zadbany i sprzedawany „z żalem”. „Użytkowany sporadycznie”, najczęściej „przez kobietę”, na dodatek w Szwajcarii, gdzie drogi równe, powietrze czyste a nogi kierowców lekkie…

Tekst: Kasia Kwiecinska