Jak to jest udawać pirata drogowego, ofiarę wypadku lub z premedytacją rozbijać samochody? Niektórzy robią to zawodowo. Kulisy kaskaderki za kierownicą zdradzą Kasia Pułkośnik i Aleksandra Borecka.
Skąd pomysł na zawód kaskaderki?
Kasia Pułkośnik: Szczerze mówiąc nigdy nie miałam planów by zostać kaskaderką, a że nią zostałam stało się bardzo spontanicznie i nieoczekiwanie. Jakieś 2 lata temu Zbyszek Modej potrzebował do jednej ze scen upadku bardzo drobnej osoby do dublowania dziecka. Do takich scen świetnie nadają się osoby trenujące judo, a że trenuję od wczesnego dostałam propozycję. Pomyślałam sobie czemu nie, spróbuję. Dziś uważam, że była to jedna z moich najlepszych decyzji. W ten sposób zostałam kaskaderką. Jest to naprawdę zawód wnoszący wiele emocji i adrenaliny.
Aleksandra Borecka: Chyba naoglądałam się za dużo filmów akcji. Kiedy skończyłam liceum, raczej nie widziałam się w roli przykładnej studentki (co, swoją drogą, i tak mnie dopadło). Chciałam robić coś, co pozwoli mi spełniać marzenia, a jednocześnie będzie mi dostarczało wystarczającą dawkę adrenaliny. Poszperałam w Internecie i znalazłam informacje o naborze do Szkoły Kaskaderów Filmowych w Krakowie. Poszłam na pierwszy trening i tak się zaczęło.
Pierwsze były wyskoki, sceny walk czy od razu szybka jazda samochodem?
Kasia Pułkośnik: Moją pierwsza sceną, była scena upadku z jadącej bryczki. W kolejnych wielokrotnie miałam styczność z samochodami, wpadając pod auto jako piesza, jadąc na rowerze lub motorze i zderzając się czołowo z autem. Miałam również wypadek osobówki z tirem. Raczej nie zaczynałam od prostych scen. Grałam w takich, do których odpowiadałam gabarytowo, a przede wszystkim których nie bałam się wykonać.
Aleksandra Borecka: Szkolenie podstawowe obejmowało pady i upadki, różne techniki walki, gimnastykę, akrobatykę, parkour, moje ulubione skoki z wysokości i wiele innych dyscyplin. Nabywałam zupełnie mi obce umiejętności. Uczyłam się, jak pracować z innymi kaskaderami, poznawałam świetnych ludzi. Były potrącenia, upadki ze schodów, palenie (jak dla mnie przerażające, a przy tym bardzo, bardzo uzależniające). To był chyba jeden z fajniejszych okresów w moim życiu. Szybką jazdę samochodem „uprawiałam” jeszcze zanim zaczęła się zabawa z kaskaderką, a kurs sprawił, że mogłam się realizować pod okiem lepszych kierowców.
Jak to jest naprawdę z tymi scenami wyglądającymi na niebezpieczne? Faktycznie jest to ostra jazda?
Kasia Pułkośnik: Każda scena jest inna, w niektórych wyglądających niebezpiecznie, faktycznie podczas kręcenia ostra jazda jest niezbędna, natomiast w innych da się to zrobić o wiele łagodniej. Wszystko zależy od wymaganego efektu. Podobnie jest z czasem, raz potrzeba paru godzin, a raz paru dni.
Aleksandra Borecka: Bardziej martwiłam się zawsze tym, że akcja źle wyjdzie, niż że coś mi się stanie. Niektórych rzeczy nie da się zrobić bez ryzyka. Dla mnie zawsze to była ostra jazda. Ale jakoś nigdy mi to nie przeszkadzało. No i trzeba tak kombinować, żeby obserwator obgryzł wszystkie paznokcie ze strachu, a kaskader wyszedł z akcji bez szwanku. Wiadomo, wypadki się zdarzają, ale ze zgraną, zaufaną ekipą, można więcej. A ja mam akurat to szczęście, że mam kolegów, na których mogę liczyć.
Ile rozbiłyście już samochodów? Rzecz jasna w pracy.
Kasia Pułkośnik: 4.
Aleksandra Borecka: Uznajmy, że samochody których używałam w pracy, były już na wstępie trochę porozbijane… Mnie można co najwyżej przypisać urwanie zderzaka w starej, dobrej Sierze.
Najdroższy samochód, który uległ kasacji?
Kasia Pułkośnik: Dwukołowa bryczka.
Aleksandra Borecka: Nie przyznaję się do takich rzeczy publicznie.
Nie szkoda Wam tych samochodów?
Kasia Pułkośnik: Nie. Jest to po prostu zawód, który wymaga poświęcenia takiego sprzętu.
Aleksandra Borecka: W wakacje 2009 r. robiliśmy z ekipą ze Szkoły Kaskaderów pokazy kaskaderskie. Mieliśmy Forda Sierre, Maluchy, BMW E30. Kochane autka. Te samochody naprawdę nie miały lekko, musiały o własnych siłach jeździć od miasta do miasta, niektóre ciągnęły za sobą przyczepę, a później jeszcze dostawały wycisk na pokazach. Pomimo tego, że wizualnie pozostawiały wiele do życzenia, lubiłam je. Czułam do nich sentyment, taka mechaniczna, kaskaderska rodzinka. Zawsze było szkoda jak coś się urwało, wgniotło, zarysowało, przypaliło. Przynajmniej ja tak do tego podchodziłam. Ale pomimo miłości do samochodów czekam na moment, kiedy dostanę samochód przeznaczony do dachowania lub innej demolki. Wtedy bez wahania zrobię z niego użytek.
Czy podczas kręcenia scen złapała Was policja?
Kasia Pułkośnik: Raczej takie rzeczy się nie zdarzają. Podczas kręcenia scen, policja przeważnie jest i zabezpiecza teren, także nie łapią i mandatów nie wypisują.
Aleksandra Borecka: Jak na złość, zawsze zatrzymują mnie, kiedy nie mogę się usprawiedliwić kręceniem sceny. Niestety mandaty są tak jakby odgórnie wpisane w moją niespokojną osobowość.
Co Was najbardziej kręci w tym zawodzie?
Kasia Pulkośnik: Przede wszystkim adrenalina, która towarzyszy mi również przez całą karierę sportową. Ponadto poznanie ciekawych ludzi, wyzwania motywujące do nauki (jak na przykład skok z 4 piętra). Pady są dla mnie codziennością, jako zawodniczki i trenerki judo, jednak upadek z wysokości nie jest taki sam i trzeba się do niego przygotowywać na specjalnych treningach.
Aleksandra Borecka: Nowe wyzwania! To, że podczas skoku na poduchę czy przejeżdżaniu przez ścianę ognia myślę: spełnienie marzeń, a „normalny” człowiek puka się w czoło i myśli, gdzie ja mam mózg. To, że mogę się sprawdzić, wciąż się czegoś uczyć, przezwyciężać swoje słabości.
Czy dzięki doświadczeniu kaskaderskiemu możesz się nazwać lepszym kierowcą?
Aleksandra Borecka: Do Kena Block’a jeszcze mi daleko. Ale chyba sobie radzę. „Zawalidrogą” nie jestem.
Jak kaskaderskie doświadczenie przekłada się na jazdę codzienną?
Aleksandra Borecka: Na pewno dzięki doświadczeniu udało mi się parę razy wyjść z opresji na drodze. Dużo jeżdżę różnymi samochodami. Kiedyś dojeżdżałam do pracy wiele kilometrów dziennie i to pozwoliło mi nabyć sprytu na drodze. Ale staram się nie szaleć. Wszelkie szaleństwa w granicach rozsądku.
Czy ktoś uczył Cię wszystkich sztuczek za kierownicą?
Aleksandra Borecka: Mój 24-letni tylnonapędowy samochód fundował mi najlepsze lekcje jakie mogłam sobie wymarzyć, kiedy oczywiście najmniej się tego spodziewałam. Poza samochodem dbającym o mój refleks, starałam się zawsze wykorzystywać świeży śnieżek czy trochę deszczu i coś tam sobie ćwiczyć, stwarzać nietypowe sytuacje. Nie mogę nie wspomnieć o kolegach z kaskaderki, od których też wiele się nauczyłam.
Jaka sztuczka były najtrudniejsze?
Aleksandra Borecka: Kiedy zaczynałam przygodę z kaskaderką, wszystko wydawało mi się trudne. Wszystko. Najgorzej było się przełamać. Pierwszy przejazd przez już podpaloną ścianę ognia. Pierwsze treningi potrąceń. Jakaś akcja samochodem w wąskim miejscu. Jednak jak się już człowiek przełamał i uwierzył, że da radę, szło z górki.
Przeskakujesz swoim samochodem nad 5 innymi?
Aleksandra Borecka: Z wielką chęcią podejmę się wyzwania!
I z drugiej strony – jak to jest być potrąconą pieszą?
Kasia Pułkośnik: W zasadzie zmusza do refleksji. Podczas kręcenia sceny jestem zabezpieczona ochraniaczami, kierowca jest zawodowym kaskaderem, spodziewam się zderzenia, jestem na to przygotowana, a mimo to niektóre duble są bolesne. Zdarzają się siniaki, otarcia itp. W rzeczywistości osoba potrącona nie ma takiego „komfortu”, więc mogłam sobie w pewnym sensie wyobrazić, jak to jest podczas prawdziwego wypadku.
Aleksandra Borecka: Jeśli tylko opanuje się technikę, jest to prawie tak samo przyjemne jak bycie kierowcą potrącającym pieszego :). Jeśli chodzi o akcje, w których brałam udział a nie kierowałam, zawsze wolałam stać na dachu samochodu i z tego miejsca wykonywać ewolucje, np. skoki przez płonące obręcze czy przejazd przez ścianę ognia.
Dziękuję dziewczyny za inspirującą rozmowę i namiastkę adrenaliny. Życzę Wam samych sukcesów i spektakularnych scen.
Pytała: Angelika Rusiecka