Całkiem niedawno Hyundai przekazał 15 aut modelu ix 35 Fuel Cell komunalnej flocie Kopenhagi. Będą reprezentować markę, mają też udowodnić, jak tanio, dobrze i wygodnie jest mieć takie auto.
To nie pierwsza inicjatywa koncernu mająca na celu rozpropagowane komercyjnie produkowanego auta napędzanego wodorem, jednak czy faktycznie się to opłaca? Czy już wkrótce tego typu auta na stałe zagoszczą na naszych drogach?
Koncern chwali się, że jego silniki emitują jedynie parę wodną, są więc ekologiczne. Ponadto 136 konny silnik elektryczny może rozpędzić auto do 160 km/h, a na niespełna 6kg wodoru zrobimy prawie 600 kilometrów.
Już niebawem zasoby ropy naftowej wyczerpią się a „mądre głowy” twierdzą, że nastąpi to na przestrzeni najbliższych 40- 60 lat. Wodór, jako najczęściej występujący na naszej planecie pierwiastek ma szansę godnie zastąpić kończącą się ropę, badania nad jego zastosowaniem trwają w przemyśle motoryzacyjnym od 20 wielu lat.
Istnieją dwie możliwości zastosowania wodoru. Może być używany jak każde paliwo, być spalanym w komorze silnika i w ten sposób wytwarzać energię, bądź też napędzać silnik elektryczny, poprzez kumulację w tzw. ogniwach paliwowych.
Wodór w stanie ciekłym zajmuje aż 846 razy mniejszą objętość niż w stanie gazowym, niezbędne jest jednak jego chłodzenie do temperatury -253 stopni. Co to znaczy w praktyce? Ano to, że po 9-14 dniach postoju sam wyparuje ze zbiornika.
Konstruktorzy współczesnych silników mieli więc sporo zagwozdek, jak uporać się ze wszystkimi problemami wynikającymi z zastosowania wodoru na co dzień. Bano się też o bezpieczeństwo, szczególnie w trakcie wypadku, bo wodór ma bardzo niska energię zapłonu oraz szeroki zakres granic palności. Miejmy jednak nadzieję, że wieloletnia „nauka” między innymi na BMW Hydrogen serii 7 oraz Hondzie FCX Concept przyniosła rezultaty.
Cena Hyundaia to ponoć 40 000 Funtów. Konstruktorzy twierdzą, że auto spala ok 1kg wodoru na 100km, przy czym średnia cena gazu w Europie to 8-9 Euro. Za cały bak zapłacimy więc średnio 50 Euro i przejedziemy na nim 600 km. Porównując do średnich cen benzyny i uśredniając spalanie można powiedzieć wiec, że oszczędzamy połowę.
Jak jednak wygląda eksploatacja takiego samochodu, serwis, naprawy, przeglądy i awaryjność? Tego nie wie jeszcze nikt. Czy będzie to rzeczywiście alternatywa dla współczesnych aut? Musi, bo ropa się kończy, jednak czy rzeczywiście będzie taniej? To pokaże czas. Chwilowo musimy wyleczyć się z myśli o aucie na wodór, ponieważ w Polsce nie ma ani jednaj stacji. W całej Europie mamy ich zaledwie 79 a przy zasięgu 600 km podróżowanie takim samochodem jest na ten moment niestety nierealne.
Tekst: Kasia Kwiecińska