Coś rodzinnego, komfortowego, dużego i z pierwszego wrażenia nie rzucającego na kolana. Może i bez pazura, ale za to z przyczajonym temperamentem. Mowa o Oplu Zafirze Tourer 2,0L Diesel – samochodzie, który bardzo szybko stał się częścią naszego redakcyjnego domu. Z wrażenia zebraliśmy całe biuro i wszyscy pomknęliśmy na rodzinną wycieczkę…
Nie taki zwykły minivan
Minivan Opla był jednym z pierwszych, które mogły przewozić 7 osób. To świetna alternatywa w przypadku sporej gromadki dzieci lub częstych wycieczek w gronie przyjaciół. Pocieszające jest również, że pomimo gabarytów i typowych kształtów dla minivanów, Zafira nie została zaprojektowana jako kolejne pudełko po butach na kółkach. Na przód patrzy się całkiem przyjemnie. Smaczku temu olbrzymowi dodaje charakterystyczna linia świateł. Z kolei patrząc na profil z głębokimi przetłoczeniami, możemy popaść w typowe dla Opla deja vu. Specyfika boków zostaje podkreślona wznoszącą się ku tyłowi powierzchnią szyb. No i oczywiście tył, a tam finezyjne lampki rozświetlone diodami, dodające całości niepowtarzalnego stylu.
Pozytywne zaskoczenie
Ten wielkolud w pierwszej chwili powalił mnie na łopatki. Jego gabaryty bardzo mnie przygnębiły. Ogarniała mnie wizja problemów z parkowaniem.Jak się okazało niepotrzebnie, bo już przy pierwszej próbie zorientowałam się, że Zafira posiada tak uwielbiane przeze mnie czujniki parkowania. Och mali wybawcy! Także przód i tył jak najbardziej były bezpieczne. W Oplu skradły moje serce również ksenonowe, samoregulujące się reflektory. Automatyczne światła niezależnie od pory dnia ustawiały się odpowiednio do jazdy. Taki mały bajer, który nie zmusza do natrętnego włączania i wyłączania podczas poruszania się w mieście.
Co wielkolud kryje w sobie
Od środka w sumie nie było większych sensacji. Nie przytłoczyło nas klaustrofobiczne wnętrze, bo tak naprawdę ilość miejsca skłaniała do zabaw w chowanego. Przestronność i liczba komfortowych siedzeń sprawiła, że przez chwilę poczułam się jak w autobusie. Ten siedmioosobowy rumak pomieści nawet drużynę płetwonurków. Jednak pomimo ilości foteli auto daje się lekko modyfikować. I tak składając tylne siedzenia otrzymujemy miejsce dla czterech pasażerów i kierowcy, plus bagażnik z miejscem na zapakowanie połowy domu. A jakby komuś było mało Zafira kryje w sobie wysuwany z tylnego zderzaka uchwyt na rowery.
O komforcie
Przymierzam się do nowego fotela w trzeciej generacji Zafiry i otwieram z zaskoczenia usta. Dodatkowo zaskakuje mnie efektowny kokpit, który wydaje się być bardzo nowoczesny – a to nie podobne do nudnych i przewidywalnych minivanów. Zdecydowanie nie tak wyobrażałam sobie rodzinny samochód. Nie ma tu fuszerki i sztampowości. Ale wracając do fotela… mój był niezwykle wygodny, a przede wszystkim dobrze wyprofilowany i podgrzewany. Rozgościwszy się na nim wygodnie mogłam skupić się na innych elementach. Ogromna przednia szyba, dała mi poczucie przestrzeni, które jeszcze raz podkreślę – nie brakuje w samochodzie. Fajną drobnostką jest możliwość przysłonięcia jej, np. w ochronie przed nadmiernym słońcem. Zafira chowa w sobie dużo skrytek i schowków, najlepszym dla mnie i docenianym w każdym samochodzie jest podłokietnik. Ach, o mało zapomniałabym o najważniejszym aspekcie w kontekście zimy – podgrzewana kierownica – szacuneczek.
Do Krakowa po obwarzanki
Weekend się zbliżał, już tuptał niecierpliwie i aż się prosił, żeby gdzieś wybrać się w podróż. Nasz cel: Kraków. Nie będę Wam pisać o prawdziwych obwarzankach z solą zagryzanych podrobionymi uscypkami – spokojnie. Wycieczka do magicznego miasta była tylko wymówką, żeby sprawdzić między innymi funkcje nawigacji. W sumie bez rewolucji. Sprzęt jak każdy inny. Ale do rzeczy. Czas na wrażenia z systemu. Tu było już więcej achów, ochów i ojejów. Zaimponowała mi bezproblemowa możliwość połączenia Zafiry z moim telefonem. Wystarczył Bluetooth i zestaw głośno mówiący gotowy do wypróbowania. Lecimy dalej, pierwsze skrzyżowanie i zaskoczenie. Auto samo zgasło – wyposażone jest w modny ostatnio system start – stop. Nie ukrywam, że w korkach przy wyjeździe z miasta doprowadzało mnie to do szału. Postanowiłam sobie pomóc, ograniczyć stres i wyłączyć tę funkcję. Dopiero pod koniec dnia doceniłam intuicyjne wyłączanie i ponowne odpalanie Opla. Na trasie odkryliśmy kolejną niespodziankę – tempomat. Jego dodatkowym atutem było samozachowawcze wytyczanie dystansu wobec auta jadącego przed nami. To trochę tak, jakby samochód myślał za nas. Bardzo fajną okazała się funkcja city/sport. Sami decydujemy, którą wybrać w zależności od tego czy jedziemy na trasie, czy w mieście. W każdym razie efekt jest widoczny od razu. W przypadku opcji sport zawieszenie błyskawiczeni utwardza się, a deska rozdzielcza podświetla się na czerwono. Mi dużo lepiej jeździ się w wersji sportowej, nawet w mieście. Przy opcji city czuję się trochę jak w autobusie – miękkie zawieszenie buja na każdej koleinie i na każdym zakręcie. Wrócę raz jeszcze do świateł, ponieważ pierwszy raz miałam do czynienia z takim cudem. Otóż automatyczny system świateł sam wyczuwa, kiedy może jechać na długich światłach, a kiedy zredukować je do krótkich. System testowaliśmy na całej trasię i faktycznie działa niezawodnie. Samochód rozpoznaje nie tylko auta jadące przed nim, te które poruszają się przeciwnym pasie, ale również teren zabudowany! Niesamowita wygoda.
Zafira jest wbrew pozorom bardzo zwrotna i zwinna. Na przyspieszenie właściwie nie można narzekać. Podobnie z jest z pracą silnika, który aż mruczał do nas. Co do całokształtu nie zawiodłam się na Oplu nawet podczas kryzysowego wciskania się na parking w centrum miasta. Wracając po raz kolejny do kwestii związanych z wielkością Zafiry Tourer, auto może aspirować do segmentu wyższego niż klasa kompaktowych minivanów. Podobnie jest z ceną, która niebardzo pokrywa się z segmentem. Testowany przez nas model to koszt 163 480 zł, ale pewne jest, że niczego w nim nie zabraknie. W sumie zawsze możemy ponarzekać na siedzenia które według mnie rozgrzewają się ciut zbyt wolno, ale cóż to właściwie za niedogodność.
Tekst: Urszula Grzegorzewska