Kobiece spojrzenie na Drive

Kierowca – główny bohater – parkuje przed zamkniętym sklepem. Krótkofalówka ustawiona na policyjnej częstotliwości pobrzmiewa w tle, a on z wykałaczką w kąciku ust czeka na złodziei, których ma odwieźć z miejsca napadu. Gdy się zjawiają nie ma spodziewanego ruszania z piskiem opon.

 

 

 

Wręcz przeciwnie – kierowca jedzie z normalną prędkością, obserwując otoczenie i chowa się za ciężarówką, gdy tylko zauważa patrol policji – w Los Angeles znacznie lepiej jest się bowiem schować, niż skupić na sobie uwagę i uciekać przed obławą. W tle zamiast dynamicznej ścieżki dźwiękowej słyszymy delikatny podkład muzyczny, głosy policjantów i tylko momentami ryk silnika. Do pościgu nie dochodzi, lecz napięcie sięga zenitu – a to dopiero pierwsza scena.

Samochód kierowcy to stary Chevy Impala – klasyka amerykańskiej motoryzacji, a przy tym jeden z tych samochodów, którymi koniecznie chce się pojeździć, albo w ogóle wybrać się nimi na przejażdżkę wzdłuż wybrzeża albo przez całe Stany. Kierowca, grany przez Ryana Goslinga jest mechanikiem i kaskaderem, dorabiającym nocami jako kierowca przestępców. Jego życie zmienia się, gdy wkracza w nie sąsiadka wraz ze swoim synkiem. Gdy nieco później jej mąż wychodzi z więzienia okazuje się, że jego zaległe porachunki stawiają całą rodzinę w niebezpieczeństwie. Fabuła nie jest oparta na oryginalnej i wydumanej historii. Także postaci są mocno stereotypowe. Jednak znajdziemy w nim coś więcej. Wyróżnia się postać głównego bohatera. – Co robisz? – pyta sąsiadka. – Jeżdżę – odpowiada kierowca. Taki jest tytuł filmu i „imię” bohatera granego przez świetnego Ryana Goslinga. Pracuje zgodnie z zasadą: „Ja prowadzę, ty wyznaczasz czas i miejsce. Ja daję Ci pięciominutowe okno. Cokolwiek się stanie w ciągu tych pięciu minut – jestem twój bez względu na wszystko. Nie wchodzę do środka, nie trzymam broni… Prowadzę”. Nie wiemy o nim nic ponad to, co zostało pokazane: prowadzi podwójne życie, sprawdzi się jako kierowca każdego samochodu i ma nerwy ze stali. drive-official

Nie tylko pościgi

Film nie jest typowym filmem akcji związanym z samochodami. Ci, którzy oczekują nowego „Transportera” lub „Szybkich i wściekłych” będą raczej rozczarowani. . Jest za to hołdem dla kina samochodowego lat. 60 i 70 i jednocześnie filmów sensacyjnych lat 80. Dlatego znajdziemy w nim mnóstwo starych, dobrych, amerykańskich muscle cars poruszających samym odgłosem pracującego silnika. Zobaczymy też niezłe kaskaderskie sztuczki i sceny pościgu. Lecz poza pościgami są tu też momenty, gdy kierowca pokazuje łagodną stronę swojej natury. Jednym z nich jest scena, gdy kierowca zabiera sąsiadkę Irene i jej syna na przejażdżkę wzdłuż betonowego przepustu, które często można było zobaczyć w pościgach samochodowych w filmach z dawnych lat – można wtedy poczuć prawdziwą przyjemność z jazdy i zapałać miłością do klasycznych muscle cars, nawet jeśli wcześnie nie robiły one na nas wrażenia. Sposób kręcenia przypomina filmy Tarantino. Widzimy samochód, mijany krajobraz, wszystko to oczywiście odbywa się w wczesnym popołudniem. I choć kierowca jest zwykle więźniem swojej pustki, zastępującym emocje porywami nastrojów to okazuje się, że nawet zwykle zdystansowany twardziel o chłodnym spojrzeniu i szorstkim stylu bycia ma w sobie ukryte pokłady wrażliwości i jest w stanie szczerze się uśmiechnąć. Z drugiej strony zdarzają mu się wybuchy agresji za którymi kryje się jakieś szaleństwo i niezrównoważenie, nawet jeśli są sprowokowane. Być może ciągła jazda oznacza u niego ciągłą ucieczkę?

Można się zastanawiać dlaczego jazda samochodem, prędkość i motyw drogi jest tak częstym fetyszem filmowców. Refn przyznał, że mimo braku prawa jazdy „fascynuje go zmysłowość samej jazdy, poczucia prędkości, piękno ruchu i samej maszyny”. „Drive” umożliwia docenienie tej zmysłowości i samej maszyny. Nie chodzi o to, by dojechać, lecz o ciągłe bycie w drodze – zwłaszcza, gdy ma się do dyspozycji taką maszynę.

Tekst: Joanna Kowalik