Stało się. Deszcz leci z nieba strumieniem, trzeba ubrać kalosze, zabrać parasol i ukryć naszą wakacyjną opaleniznę. Ale deszcz to także kałuże i nieprzewidziane prysznice dla pieszych.
Zaczyna się pora deszczowa. Wsiadając do samochodu znów musimy pamiętać o otwarciu szyb i ustawieniu nawiewu tak, żeby cały nie zaparował. Do tego jeszcze slalom gigant wymuszony przez wszędobylskie kałuże – nie wiadomo przecież, w której z nich czai się dziura, na której można stracić koło. A dodatkowo pochmurne dni częściej niż zwykle powodują, że zdarza nam się wyjść nieco za późno – no bo przecież się nie chce, nie wiadomo, co założyć… Musimy zatem przyspieszyć, lecz gdy z boku idzie pieszy może się skończyć niekontrolowanym chlapaniem…
Dość często jestem pieszym, zwłaszcza od kiedy moje miasto wprowadziło opłaty parkingowe prawie wszędzie. Nie zapominajmy też o czasach, kiedy pozbawiona byłam własnych czterech kółek i zdana jedynie na łaskę komunikacji zbiorowej. Wybierałam się akurat na uczelnię, stałam przy przejściu dla pieszych i oczywiście na pełnej prędkości przejechał koło mnie samochód. Nie, kierowca nie zadał sobie trudu ominięcia kałuży. Oczywiście nie przejął się też moim losem na tyle, żeby się zatrzymać i zapytać czy wszystko ze mną w porządku. Potok słów, który wydobył się wtedy z moich ust, z całą pewnością nie nadaje się do opublikowania. Pozostańmy przy stwierdzeniu, że byłam naprawdę wściekła. Czułam się niczym bohaterka filmu romantycznego… szkoda tylko, że zabrakło szczęśliwego happy endu, gdy zjawia się amant ze swą marynarką i oferuje odprowadzenie albo odwiezienie do domu. O nie, trzeba było zacisnąć zęby i zziębniętym dotrzeć do mieszkania, aby tam zrzucić z siebie mokre i brudne ubrania. Ponieważ jednak czekało na mnie kolokwium nie miałam czasu na luksus powrotu do domu i zmuszona zostałam do paradowania w takim stanie po całym mieście, czując na sobie co chwilę współczujące spojrzenia innych pieszych.
Nic nie uchroni nas w 100 procentach przed podobnymi sytuacjami. Warto jednak zwolnić podczas przejeżdżania w okolicach, gdzie jest więcej ludzi. Nawet jeżeli droga wygląda na gładką, nie wiadomo, gdzie akurat trafi się kałuża – niespodzianka. Tymczasem mniejsza prędkość oznacza mniejszy rozprysk wody i tym samym mniejsze szkody dla pieszego. Daje też więcej czasu na reakcję w przypadku, gdy zobaczymy pieszego nieco zbyt późno. Oprócz drogi warto też obserwować w takich sytuacjach pobocze, oczywiście w granicach rozsądku. Jeżeli zobaczymy pieszego, przyhamujmy i z całą pewnością obejdzie się bez dodatkowych kałużowych atrakcji.
Jasne, czasami nam się spieszy, możemy nie zauważyć pieszego – nieszczęścia chodzą przecież po ludziach. Mnie też zdarzało się myśleć podczas jazdy o tysiącu różnych rzeczy, co powodowało, że wjeżdżałam w naprawdę imponujące dziury – strach pomyśleć gdyby to było podczas deszczu, a w pobliżu znalazł się jakiś zbłąkany pieszy. Czasami też mamy już dosyć bycia uprzejmymi i myślenia o wszystkich innych albo targają nami emocje wręcz zachęcające do opryskania przypadkowej osoby. Postarajmy się jednak opanować, a jeżeli zdarzy nam się zafundować komuś prysznic z kałuży nie uciekajmy. Zatrzymajmy się, zapytajmy czy wszystko jest w porządku i zaproponujmy choćby zwrot kosztów za pralnię. Z całą pewnością osoba, która zobaczy, że jest nam przykro i żałujemy tego, co się stało, spojrzy na nas bardziej przychylnym okiem. Może nawet przydarzy nam się historia niczym z filmu?
Joanna Kowallik