Walka o odszkodowanie – czy wytrwałość popłaca?

Wszyscy doskonale wiemy w jakiej kondycji są polskie drogi i jak poważne mogą być konsekwencje nieuważnej jazdy po dziurach. Prawda jest jednak taka, że w niektórych miejscach asfalt jest w tak tragicznym stanie, że unikać kraterów po prostu się nie da. Tak też było w moim przypadku. Przedstawiam historię mojego samochodu, dziury na drodze, masy straconego czasu, pieniędzy i zszarpanych nerwów. 

22 lutego 2012 na jednej z podwarszawskich „arterii” złapałam przysłowiowego „kapcia”. Wjechałam w coś, czego ominąć się nie dało- dość niepozornie wyglądającą dziurę. Powietrze w nisko profilowej oponie mojego Smarta Fortwo zeszło w mgnieniu oka. Na feldze doturlałam się jedyne100 metrów, na parking pobliskiego sklepu spożywczego.

Dylemat był wielki, dzwonić po pomoc drogową (zapasu w Smarcie przecież nie ma), czy też na policję. Zważywszy na to, że całkiem niedawno kupiłam komplet nowych, zimowych opon, zdecydowałam się na to drugie wyjście. Panie w sklepie, zrobiły mi herbatkę a ja spokojnie wykonałam telefon do oddalonego o jedyne 6 km komisariatu.

Panowie policjanci się nie śpieszyli, przecież dziura nie ucieknie, ja też nie miałam jak. Po półtorej godziny zjawili się. Bardzo niezadowoleni, bo było już po 21. Wylegitymowali mnie, sprawdzili stan auta, dowód rejestracyjny i postanowili wlepić mi mandat. Jak się okazało problematyczne okazało się rozszyfrowanie jednej literki czy cyferki numeru polisy, która przez złożenie kartki na pół zdawała się być nieczytelna. Pertraktacje i przekonywanie, że to ja jestem ofiarą zajęły kolejne minuty. W końcu w akcie łaski otrzymałam reprymendę słowną a mundurowi wyruszyli na poszukiwania sprawcy…

Jeden z panów usiłował zbadać głębokość wyrwy butem, potem poprosił mnie o wsadzenie obcasa, 12 centymetrowa szpilka nawet nie dotarła do dna. Pomiary trwały dalej, w końcu Pan policjant chwycił leżący na poboczu konar i zaczął mieszać w dużej kałuży. Po chwili ocenił, że „to będzie koło 20 centymetrów”…

Jeszcze tylko spisanie notatki i można spokojnie wrócić na komisariat. Ja zostałam sama na placu boju, unieruchomiona ale z poczuciem spełnienia obywatelskiego obowiązku.

Dnia następnego wybrałam się do ratusza, pod którego jurysdykcją znajdowała się owa dziura. Po wielokrotnym odbijaniu się od drzwi do drzwi, „całując” przy okazji parę klamek i trafiając na co najmniej dwie przerwy śniadaniowe i jedną lunchową znalazłam kompetentną osobę. Okazało się, że droga od dłuższego czasu jest remontowana przez firmę ORPA. Pozostało ustalić numer polisy , ubezpieczyciela i wszystko powinno się dobrze zakończyć.

Po wymianie opon, z zapaloną większością kontrolek samochód ruszył do ASO Mercedesa w Łomiankach. Mój ubezpieczyciel zrobił pierwsze oględziny, jednak informacji o ubezpieczycielu ORPY nie było przez jeszcze kilka miesięcy. Niby pozorna szkoda okazała się dość poważną naprawą zawieszenia. Samochód był całkowicie unieruchomiony, czekał na właściwą wycenę i przelew środków.

Wymiana korespondencji trwała. Wspomagał mnie Ratusz i w końcu, we wrześniu ORPA powiadomiła swojego ubezpieczyciela o zaistniałej szkodzie. Minęło 7 miesięcy, odebrałam kilka bardziej i mniej przyjemnych telefonów i maili ale sprawa ruszyła z miejsca.

Rzeczoznawca Uniqa potrzebował maksymalnego dopuszczalnego czasu na dokonanie oględzin, prawie 3 tygodnie zajął mu do jazd do Łomianek. Po drodze wystosowałam przed sądowe wezwanie do naprawienia szkody, co zaowocowało kolejnym nieciekawym mailem i dodatkowym stresem, jednak spowodowało jakiś ruch. 

smart

Finalnie, auto zostało naprawione około grudnia 2012 roku, niestety zapomniano o oponach i kołach. Nadal więc nie można było auta zabrać. Pan monitorujący moją sprawę od strony ubezpieczalni Uniqa zapadł się pod ziemię, jego przełożony także, auto stało kolejny dzień za dniem, „pod chmurą” w oczekiwaniu na wycenę naprawę aluminiowej felgi.
Byłam już tym wszystkim zmęczona, dowiedziałam się, że teraz to ja jeszcze muszę wymienić jeszcze między innymi olej, akumulator i klocki, które skorodowały się na skutek przestoju. Postanowiłam upomnieć się o wszystkie dodatkowe nakłady.

Kolejny telefon i mail, długie oczekiwanie na pozornie wysłany od mnie w tej sprawie list, stanowisko i nic do dzisiaj.

Poprosiłam o wycenę ASO, koszt niezbędnych do przeprowadzenia napraw przywracający stan auta z przed przedłużonego postoju to ponad 4 000zł , koszt ubezpieczenia, które opłacałam mimo, że auto stało 700 zł i koszt przeglądu 100zł . Do tego deprecjacja, bo auto z każdym dniem traciło na wartości.

Uniqa zamilkła i tak jest do dziś, nikt nie może skontaktować się, ani z konsultantem, ani szefem konsultanta. Serwis Mercedesa bezradny, ORPA nie chce współpracować a autko stoi samotnie i czeka aż ktoś z urzędników raczy się odezwać

Sprawa niedługo idzie prostą drogą do sądu, bo chyba w tym kraju innego wyjścia nie ma. Dla porównania naprawa takiej dziury to kilkaset złotych a mój samochód kosztował już ubezpieczalnię ponad 2 tysiące, a to dopiero początek. Cały czas pytam siebie czy było warto? Przekonam się pewnie niedługo. Koszt napraw to prawie równowartość samochodu. Już teraz wiem, że trzeba mieć dużo pieniędzy i czasu, żeby walczyć o to, co nam się należy.

Najprościej jest zapłacić z własnej kieszeni i jeździć, ale czy każdego na to stać? Sądzę, że większość nie . Oczywiście moja droga jeszcze się nie zakończyła, będę dalej nią kroczyć i z całą pewnością napiszę jak bardzo wyboista ona była. Sądzę, że gdybym była postawnym mężczyzną, przyśpieszyłoby to bieg sprawy. Zapewne wybrałabym się to do ubezpieczalni, to do zarządcy drogi i wszystko ruszyłoby z kopyta.

Każda bitwa rodzi straty, są zazwyczaj po dwóch stronach. Mnie z każdym dniem w portfelu ubywa, bo samochód jak to samochód, traci na wartości a brak jego eksploatacji jest najgorszym co być może, jeśli chodzi o jego stan techniczny.

Mam nadzieję, że już wkrótce będę mogła napisać, że wszystko zakończyło się pozytywnie, tymczasem redakcja autopolek czeka na Wasze zimowe, samochodowe przygody. Jeśli wydarzyło się Wam coś podobnego, poddałyście się lub walczycie, napiszcie o tym. Czekamy na Wasze maile, komentarze, wpisy na forum. 

Tekst: Kasia Kwiecińska