Nieustraszona, czyli jazda babską taxą

Czy spotkałyście kiedyś kobietę w taksówce za kółkiem? Nie jest to częsty widok. Mnie się to udało wczoraj. Nie mogłam przepuścić takiej okazji więc w czasie podróży postanowiłam przeprowadzić krótki wywiad. Czytajcie i inspirujcie się.

Skąd pomysł na zawód taksówkarki?

Aneta Skoczeń: Właściwie wszystko zaczęło się od męża. On, jako taksówkarz stwierdził, że to praca idealna dla mnie. Z początku miałam ogromne obawy. Przerażała mnie miejska dżungla. Mimo że jestem rodowitą Warszawianką i doskonale znam każdy zakątek, jazda po mieście wywoływała u mnie ogromne obawy. Jednak test na taksówkarza, który zdałam za pierwszym razem, trochę mnie ośmielił. Dziś uwielbiam jazdę po mieście, jednocześnie doceniając uroki braku korków poza nim. Czasami praca jest bardzo stresującą: spóźniony klient, uciekający samolot, czy pasażer z wyrostkiem. Właściwie wszystko jest możliwe. Taksówka to zbiór niesamowitych sytuacji, miliona opowiedzianych historii, a nawet niejednej kłótni. To miejsce przypomina trochę konfesjonał, a moja rola chyba bardziej psychologa. Pasażerowie są różni, jedni chcą się zwierzać, inni pogadać lub po prostu ponarzekać. Sumując to wszystko, jak mogłabym się nie zdecydować na taką pracę. 

taxi bok

Jak reagują pasażerowie na Pani widok?

Aneta Skoczeń: „O, baba za kierownicą.” Pierwszy kontakt jest mało entuzjastyczny. Jednak jak klient widzi moje umiejętności, jest świadkiem zwinnych manewrów, budzi się w nim podziw. Oczywiście kończy się to skwitowaniem, że jestem prawdziwym facetem za kółkiem. Nie sądzę, aby było to właściwie określenie, ale obrażać się też nie będę. Nie jestem fanką stereotypów, tym bardziej, że sama widzę jak jeżdżą panowie.

Pozostając w temacie pasażerów, jaką największa niespodziankę Pani zgotowali?

Aneta Skoczeń: Miałam odwieźć siedmiu panów po wieczorze kawalerskim poza Warszawę. Sytuacja na początku nie wydawała się w żaden sposób szczególna. Jednak z każdym kilometrem atmosfera gęstniała. Sytuacja w połowie drogi zaczęła mnie przerastać, więc po prostu postanowiłam się zatrzymać i wyprosić panów. Zgłosiłam zdarzenie do centrali, po czym w ciągu kilku minut nadjechali koledzy z korporacji z pomocą. Może nie było to nic poważnego, ale w tamtym momencie zupełnie nie było mi do śmiechu. Jest to jedyna historia, którą niechętnie wspominam.

taxi pasażerka

A jak wygląda Pani sytuacja w środowisku taksówkarzy?

Aneta Skoczeń: Odnoszę wrażenie, że wszyscy są przyjacielsko nastawieni. Niektórzy oczywiście z początku zanim się przyzwyczają do mojej obecności dowcipkują, ale to mija. Zawsze chętnie pomogą i poradzą.

Co Pani najbardziej ceni w swojej pracy?

Aneta Skoczeń: To po prostu ludzie. Zwłaszcza, kiedy stają się stałymi bywalcami mojej taksówki, a po pewnym czasie nawet znajomymi. Fajnym profitem jest też to, że robię to, co lubię.

Porozmawiajmy teraz o Pani stłuczkach? Dużo ich było?

Aneta Skoczeń: Miałam jedną stłuczkę. Zagapiłam się i wjechałam innemu taksówkarzowi w bagażnik. W sumie to krępujące wyznanie. No ale jednak coś tam na moim koncie zostało odnotowane. Właściwie podobnie mam z mandatami. Jak na ilość przejechanych kilometrów jest ich bardzo mało, bo tylko, albo i aż trzy. Wstydliwe i błahe są powody ich złapania.

A przekładając Pani doświadczenie na kilometry, jak to wygląda?

Aneta Skoczeń: Dziennie przejeżdżam około 200 km, więc biorąc pod uwagę mój staż, wychodzi ponad 300 tys. kilometrów. Nie wiem czy to dużo, bo wciąż nie mogę ocenić się jako kierowcy doskonałego.

Co panią wyróżnia prócz tego, że jest Pani w damskiej grupie liczącej zaledwie 0,01 całości korporacji?

Aneta Skoczeń: Duży samochód. Nie dość, że uprawiam typowo męski zawód, to jeszcze jeżdżę minivanem. Tylko w tego typu autach czuję się bezpiecznie i komfortowo.

Dziękuję Pani serdecznie za rozmowę. Życzę przyjaznych pasażerów i samych pozytywnych chwil spędzonych w taksówce.

Pytała: Angelika Rusiecka

Fot: Foter.com